Większość freegan zna pewnie uczucie, gdy wyprawa do kosza zakończona jest powodzeniem i klęską urodzaju, niby wtedy ogarniczamy marnowanie rzeczy, ale z drugiej strony bywa tak, że jednak raz oddane na zmarnowanie rzeczy mogą zmarnować się ponownie u nas. Żal nie brać, ale i u nas zgnije. Znacie to uczucie? Do tego rzeczy po kilkunastu wyprawach zaczynają się powtarzać i być specyficzne dla okolicy w której mieszkamy - niby zawsze jest to loteria, ale zaglądając do kosza dzień po dniu występuje pewna stałość.
W moim przypadku bardzo często były to trzy rzeczy: banany, grzyby i sałatki i było tak gdy zaczynałem swoją przygodę z freeganizmem w roku 2012 i jest tak nadal w roku 2020, mimo iż zmieniłem miasto zamieszkania, więc odważnie zakładam że podobne proporcje występują w całej freegańskiej Polsce.
Co do bananów, długo nie wiedziałem co z nimi zrobić. Najpierw jadłem je w sposób klasyczny, jak małpa. Przez pierwsze dni zdawało to egzamin, ale później powodowało to odruch wymiotny, jak i warunkowało odruch pawłowa.
Potem zainwestowałem w sprzęt, który w sumie kupiłem tylko i wyłącznie na potrzeby mojego freegańskiego hobby. Z pozoru kosztowne, w praktyce zaobserwowanie pewnej stałości w pozornie losowych zbiorach, podsunęło mi myśl o inwestycji w blender oraz suszarkę do owoców i warzyw (chociaż według producenta - do grzybów). Niektórych może przerażać wizja wysokich rachunków, za prąd wykorzystywany przy ich suszeniu (co prawda mieszkałem wtedy z innymi ludźmi i koszta solidarnie dzieliliśmy, więc nie było to aż tak dotkliwie, można by rzec, że taki sprzęt zawyżał zużycie prądu, w praktyce podskoczyło na tyle niezauważalnie, że może 25zł na głowę albo więcej, a w sumie bywały miesiące gdzie nie było mnie w wynajmowanym pokoju, a i tak uczestniczyłem w kosztach, więc można uznać, że wychodzi na zero, i nie czuję się bym w żaden sposób oszukiwał kogoś - zresztą i tak nawet gdyby nie dzielone koszta, to nie byłyby jakieś wielkie i byłyby wciąż opłacalne jeśli uwzględnimy wartość suszonych bananów, wg sklepowych cen 25zł/kg a mi wychodziło co najmniej kilkanaście słojów miesięcznie i zerowy koszt surowców) ale i tak uważam że warto.
Liczne sałatki w foliach i grzyby często jeszcze (nie koniecznie tej samej nocy, bo blender jest akurat dość głośny, ale niemal zawsze następnego ranka) blendowałem, w miarę możliwości podsuszałem i dodawałem do jajecznicy, lub, w przypadku posiadania jeszcze innych owoców robiłem smoothie.
Czasem do zużycia dużej ilości bananów z śmietnikowych łowów używam też tego przepisu, bo łatwiej przechować ciasto, niż banany o różnej świeżości: